Przez wszystkie te lata kręciła się w kółko, a ktoś pilnował
- wciąż machając jej przed nosem marchewką - by nie zboczyła ze swoich własnych śladów Jedyny prawdziwy ślad, który jej się trafił, to ten wiodący do Guadalupe, tej nocy, której spotkała Diaza. an43 267 Nie miała pojęcia, kim był jej informator. Zresztą Diaz też nie wiedział - na pewno podzieliłby się z nią tak ciekawą informacją. A może... - Dowiedziałeś się może, kto dał ci cynk na tamto nocne spotkanie w Guadalupe? - Nie. Kolejna tajemnica. Ale tym razem przynajmniej pożyteczna. Tymczasem Milla nie mogła poradzić sobie ze świadomością, że ktoś skazał ją na frustracje, kierował wciąż w ślepy zaułek. Mogłaby pogodzić się z tym, że nikt jej nie chciał nic mówić, że trafiała na ścianę milczenia. Ale celowe wprowadzanie w błąd, zwodzenie i oszukiwanie, zakrawało na wyrachowane okrucieństwo. Była tak zamyślona, że nawet nie zauważyła, kiedy zatrzymali się przed małym hotelikiem. Z ponurych rozmyślań wyrwał ją dopiero odgłos otwieranych drzwi kierowcy; zanim zdążyła wziąć torebkę i przewiesić ją sobie przez ramię, Diaz obszedł już auto dookoła, otworzył drzwi po jej stronie i pomógł wysiąść, łapiąc Millę w pasie. Postawił ją na ziemi przed sobą, a ona poczuła się osaczona: z jednej strony wielka półciężarówka, z drugiej otwarte drzwi, z trzeciej Diaz. Dzieliło ich wprawdzie dobrych kilkanaście centymetrów, ale Milla poczuła ciepło ciała mężczyzny i przyjemny zapach jego skóry Nie ogolił się, jego szczękę i policzki pokrywał kilkudniowy zarost. Milla poczuła nagłą ochotę, by wyciągnąć rękę i pogładzić go po twarzy, poczuć męską, podniecającą szorstkość skóry na swojej dłoni. an43 268 - Nie daj się im - powiedział Diaz, podczas gdy Milla starała się zejść z obłoków na ziemię. - Tak skuteczne wodzenie za nos wymaga dużych pieniędzy i dużych wpływów. To daje mi kolejną nić, za którą można pociągnąć. Chyba mamy tu już cały kłębek. Milla uśmiechnęła się lekko, a Diaz sięgnął po jej bagaże. Poszedł przodem, przez małą recepcję, gdzie pracownik hotelu zaszczycił ich przelotnym spojrzeniem, by szybko wrócić do swoich zajęć. Hotel okazał się schludnym i całkiem przyjemnym miejscem, mała winda zatrzymała się na parterze z cichym sykiem. Diaz nacisnął guzik z cyfrą „3". Gdy drzwi windy zasunęły się i ruszyli w górę, powiedział: - Masz pokój 323. Ja mam 325 - sięgnął do kieszeni i wydobył elektroniczną kartę otwierającą hotelowe drzwi. - To twoja. Od windy w lewo. Milla wyszła pierwsza. Diaz podążył za nią, niosąc zarówno jej dużą walizkę, jak i torbę podróżną. Kobieta otworzyła drzwi do pokoju 323. Wewnątrz panował półmrok, ciężkie zasłony były zasunięte. Milla musiała włączyć światło. Pokój okazał się standardowym pomieszczeniem hotelowym, czystym i przyjemnym, ale zaprojektowanym bez polotu. Wielkie łóżko,