- Jakoś dużo tych zbiegów okoliczności... Przez chwilę przyglądał jej
się w milczeniu. - To samo można powiedzieć w odniesieniu do ciebie. Nim zdążyła spytać, co właściwie miał na myśli, do pokoju wpadł Bobby Munro. - Jessica, słyszałem, co się stało. Napadnięto cię? Nic ci nie jest? - Uściskał ją, lecz szybko odsunął się od niej z wyrazem zakłopotania na twarzy. - Przepraszam, panie poruczniku, ale właśnie się dowiedziałem... - Wszystko w porządku - zapewnił go Sean. Bobby znów z troską spojrzał na Jessicę. - Na pewno nic ci nie zrobili? - Nic. - We właściwym momencie zjawił się profesor McAllistair, czego ci dranie na pewno bardzo teraz żałują. - Sean podchwycił wzrok Jessiki i RS 109 dodał pospiesznie: - Co wcale nie oznacza, że nasza dzielna pani Frazer nie poradziłaby sobie sama. - Pewnie jeszcze nie wiecie, że ci dwaj zostali zatrzymani parę dni temu, ale musieliśmy ich wypuścić, bo nie udało się im nic udowodnić. To Cal Hodges i Niles Goolighan - zaraportował Bobby. - Jedna z pielęgniarek w szpitalu zgłosiła, że jakieś dwa podejrzane typy kręcą się wokół budynku. - I to byli ci dwaj? - Prawdopodobnie, chociaż ostatecznie nie zdołała ich zidentyfikować. Ściągnęli prawnika, tak się tu wydzierał o ich prawach, że chyba na ulicy było go słychać. - Tym razem już się nie wykręcą - podsumował Sean. - Dobrze, ją właśnie skończyłem służbę, muszę biec, mam dodatkową robotę, ostatnio sporo mi się ich uzbierało, bo próbuję odłożyć trochę pieniędzy. Mogę brać dodatkowe prace, prawda, panie poruczniku? - Możesz. - Czyli ci dwaj już wcześniej kręcili się pod szpitalem... - mruknął na poły do siebie Sean, gdy znów zostali sami. - Czy to możliwe, by ich celem była Mary? - zastanowiła się na głos Jessica. - Niemożliwe, to w końcu tylko para durnych dzieciaków. - Musisz zacząć na siebie uważać. - Ja zawsze uważam. - Nie, musisz naprawdę zacząć uważać - rzekł z naciskiem. Jessica nagle wydała zdławiony okrzyk. - Ale ze mnie idiotka! RS 110 - Co się stało? - Tak mi się właśnie coś wydawało... - Ale co? - ponaglił ze zniecierpliwieniem. - Ja jednego z nich już widziałam, ba, rozmawiałam z nim. Rok temu odbyło się sympozjum na temat okultyzmu w Nowym Orleanie, Cal tam był, wciągnął mnie potem w rozmowę. Jak mogłam tego nie skojarzyć? - To proste. Spotykasz setki ludzi. Potrząsnęła głową. - Nie rozumiesz. Nie chodziło o jakąś tam zwykłą pogawędkę. Cal chciał spotykać się z psychologiem i przedyskutować swoje problemy, lecz wolał konsultacje z mężczyzną, a nie z kobietą, więc umówiłam go z moim kolegą, doktorem Darnellem. W rozmowie ze mną zdradził też, że