mu na udach. Pięknie wymanikiurowanym paznokciem
stukała się w policzek i patrzyła na niego uważnie. - Napięcie jest wynikiem powstrzymywania uczuć. Ciekawe, jakie uczucia powstrzymujesz? Pytanie było niewinne, ale zdradził ją figlarny błysk w oku i zaczepny ton. Jack przyznał, że rzeczywiście stworzył potwora. W najlepszym razie czarownicę lub flirciarę. I wcale tego nie żałował. Szybkim ruchem przewrócił Malindę na plecy i wsparł się nad nią łokciami. - Zaraz ci pokażę, co powstrzymuję - ostrzegł. - I to od wielu dni. Jeśli chciał ją nastraszyć, to zupełnie mu się to nie udało. Malinda zaśmiała się radośnie, objęła go za szyję i przyciągnęła do siebie. Jack pokazał jej, co powstrzymywał. Pokazał jej to rękami i wargami. I powiedział. Szeptał jej słowa i miłosne obietnice, które rozgrzewały te części jej ciała, których ręce nie mogły dotknąć. Zabrał ją w podróż, którą znają tylko zakochani. Ścieżkami usłanymi miękkimi, pachnącymi płatkami kwiatów. Na szczyty tak wysokie, że zapierało jej dech w piersiach. Na przejażdżki po puszystych JEDNA DLA PIĘCIU 133 chmurach zawieszonych ponad światem, w dół ośnieżonymi zboczami gór. Wszystkiego tego doświadczyła w jego ciepłych i bezpiecznych ramionach. Kiedy wydawało jej się, że widziała już wszystko, że zasmakowała wszystkich przyjemności miłości, z oczami zatopionymi w jej oczach wszedł w nią głęboko. Głowa opadła jej na poduszkę, oczy same się zamknęły i razem osiągnęli cel podróży. Raj. Jack patrzył, jak te wszystkie odczucia pojawiają się kolejno na jej twarzy, słuchał, jak szepce jego imię. Nie miał żadnych wątpliwości, że ta kobieta została dla niego stworzona. Można to nazwać przeznaczeniem. Można to nazwać zrządzeniem losu. - Kocham cię - wyszeptał. Ona też go kochała... ale chciała się z nim jeszcze trochę podroczyć. - Wiem, że teraz tak ci się wydaje - zacytowała naśladując jego głęboki bas. - I to normalne. Ale działasz pod wpływem emocji. Jutro może będziesz czuł co innego. Jack patrzył na nią słuchając swych własnych słów. Wybuchnął śmiechem aż pod sufit i pociągnął ją na siebie. - No, cóż, wobec tego musimy poczekać do jutra. Jutro świeciło słońce. Malinda i Jack mieli dom tylko dla siebie. Przestrzegając zaleceń lekarza Jack trzymał Malindę w łóżku prawie do południa. Ciężkie to było zadanie, przyznał z uśmiechem przytulając się do jej nagiego ciała, ale ktoś musiał to zrobić. Malindę można było pokochać za samą urodę, ale