- I co powiedział? - spytała niecierpliwie Joann.
an43 93 - Właśnie - odezwał się za ich plecami niski głos, całkowicie wyprany z emocji. - Co powiedział? Joann aż podskoczyła, pisnąwszy cicho, i odwróciła się. Milla zerwała się tak gwałtownie, że krzesło na kółkach pojechało do tyłu, uderzając o biurko. Stanęła obok Joann i zamarła, patrząc na mężczyznę stojącego w drzwiach. Ciarki przeszły jej po plecach, a serce waliło jak oszalałe. Były w biurze same. Drzwi zamknięte od środka. Jak się tu dostał? Czego chciał? Mężczyzna nie miał widocznej broni. Ale choć jego dłonie były puste, Milla wcale nie czuła się lepiej - nigdy jeszcze nie widziała tak zimnych i nieludzkich oczu. Patrzyła w twarz mordercy i choć była tak przerażona, że nie mogła opanować drżenia, to coś w tym spojrzeniu dziwnie przyciągało i nie pozwalało uciec wzrokiem. Jak kobra, pomyślała, hipnotyzująca swe ofiary przed śmiertelnym atakiem. Przybysz nawet nie drgnął. Stał, zamarły w dziwacznym, nienaturalnym bezruchu, tak jakby nie był do końca człowiekiem. Stojąca obok niej Joann oddychała płytko, patrząc wielkimi oczyma na intruza. Nawet nie mrugała. Milla dotknęła uspokajająco jej dłoni, Joann natychmiast chwyciła z całej siły rękę przyjaciółki. Przybysz rzucił okiem na ich splecione dłonie, po czym znów uniósł wzrok. - Słyszałaś, o co pytałem - powiedział wciąż tym samym, wypranym z emocji tonem. an43 94 Ten głos. Skądś go znała! Ale była tak spanikowana, że nie mogła zebrać myśli, a tym bardziej przypomnieć sobie czegokolwiek. Przełknęła ślinę, zmuszając się do wypowiedzenia kilku słów zduszonym głosem: - To był automat. Facet, który odebrał, mówi, że nie wie, kto go używał. Ledwie dostrzegalne drgnięcie powiek było jedynym znakiem, że przybysz przyjął do wiadomości jej odpowiedź. Nie miały szans, żeby mu uciec. Mężczyzna nie był potężny, miał może z metr osiemdziesiąt pięć wzrostu, ale za to wyglądał na silnego i muskularnego; z jakiegoś powodu przywodził na myśl przyczajonego grzechotnika. Był mrokiem. Ciemnością, w której czai się fizyczne, namacalne zagrożenie. Zrozumiała. Zachwiała się, a krew uderzyła jej do głowy Oparła się ciężko o biurko. - To ty mnie wtedy napadłeś - powiedziała przerażona i zszo kowana. W następnej sekundzie zrozumiała coś jeszcze - coś, co sprawiło, że ugięły się pod nią nogi. - To ty jesteś Diaz...! Twarz mężczyzny nawet nie drgnęła. - Słyszałem, że chcesz ze mną mówić. an43