Przypomniał sobie, jak radość zniknęła z jego twarzy, a całe ciało ogarnął
chłód. Obserwował pedofila, który fotografował roześmiane dzieciaki, i myślał tylko o tym, że jego córki są tuż przy nim. Jego słodkie, piękne, zdrowe córeczki. Ogarnął go gniew, serce waliło w piersi jak młotem. Popatrzcie na tego mężczyznę - powiedział. - Kiedy zobaczycie kogoś podobnego, nie bójcie się uciekać. Kimberly słuchała z uwagą i w końcu przytaknęła, a Mandy zaczęła Płakać. Wiele tygodni później wciąż śniły jej się koszmary o mężczyźnie w cuchnącym płaszczu, który przyszedł z aparatem fotograficznym i chciał ją zabrać. 71 - Nie! - wychrypiał. - Żadnych kamer! Tylko spróbujcie, a przeniosę jej grób! Ze zdziwieniem patrzyli na Quincy'ego. - Może już czas pomyśleć o paru dniach zwolnienia lekarskiego...? - spytał Everett. - Nic mi nie jest! - Quincy spróbował jeszcze raz, ale jego głos nadal brzmiał dziwnie, inaczej niż zawsze. Mówił jak człowiek zdesperowany. Jak zdesperowany ojciec. A potem przyszła mu do głowy pewna myśl. To było coś jak instynkt, oczywiste, chociaż nie całkiem zrozumiałe. Jemu o to chodziło! Quincy czuł w kościach, że podejrzanemu chodzi o niego. Facet rozpoczął atak nie po to, żeby trudniej go było odnaleźć, ale żeby się trochę zabawić. Zrobił to po to, żeby znaleźć najgłębszą ranę Quincy'ego i zacząć ją rozdrapywać. Quincy oblizał wargi i jeszcze raz spróbował się opanować. - Posłuchajcie. Tu nie chodzi o moją córkę. Podejrzanemu nie zależało na niej. Informacje rozpowszechnił dla taniego dreszczu emocji. - Więc wiesz, kto to jest? - Glenda Rodman była gotowa go przyszpilić. - Nie, nie wiem. Teoretyzuję pod wpływem towarzystwa, w którym się znajduję. - To znaczy, że gówno wiesz! - stwierdził Montgomery. - Nie pozwolę zamienić grobu córki w zasadzkę! - Dlaczego? - napierał Montgomery. - Nie prosiłeś o to rodzin wcześniejszych ofiar? - Ty skurwielu! - Quincy! - przerwał ostro Everett. Quincy znieruchomiał, kiedy wszyscy przysunęli się do niego. Zdziwił się trochę, kiedy uświadomił sobie, że rękę trzyma w górze i palcem wskazującym dźga Montgomery'ego, jakby chciał mu zrobić krzywdę. - Wiem, że to trudne - powiedział szef- ale wciąż jesteś agentem federalnym, a tego rodzaju przecieki informacji zagrażają nam wszystkim. Weź sobie parę dni wolnego. Będziemy obserwowali twój dom i informowali cię o rozwoju wydarzeń. W tym czasie wypoczniesz w pobliskim hotelu lub pojedziesz odwiedzić rodzinę. - Proszę mnie posłuchać... - Kiedy ostatnio spałeś? Quincy umilkł. Wiedział, że ma worki pod oczami, że stracił na wadze. Kiedy Mandy zginęła, powiedział sobie, że jest za mądry, żeby doprowadzić się do takiego stanu. Okłamywał się. Agenci nadal na niego patrzyli. Opinie wymalowane były na ich twarzach. Quincy przestaje nad sobą panować. Quincy jest zbyt spięty. A nie mówiłem, że nie powinien był wracać do pracy zaraz po pogrzebie...? J Pomyślał, że FBI i dzikie zwierzęta tak samo odrzucają ze stada najsłabsze