końca, może... nie wiem, może dostrzegę w tym jakiś sensowny trop.
- Bardzo chętnie się z tobą zobaczę i wszystkiego wysłucham. - A jeśli ona umrze? - spytał nagle przejmującym szeptem. Jessica pomyślała, że słyszy w jego głosie coś więcej niż lęk przed utratą zaprzyjaźnionej osoby. - Spróbujmy o tym nie myśleć. - Kiedy nie mogę. Zawahała się. - Nie kontaktował się z tobą przypadkiem ktoś, kto brał udział w tamtym przyjęciu? Spojrzał na nią zdumiony i niemal przerażony. - O rany, nie! Zresztą ja nawet nie byłem zaproszony, to Mary została zaczepiona na ulicy przez jakąś dziewczynę, ja poszedłem jako obstawa. Czemu pytasz? RS 90 - Właściwie bez powodu. Powiedz mi, co z Nancy? Widujesz ją? Wiesz, jak ona sobie radzi? - Całkiem nieźle. - Znowu jego wzrok powędrował ku chorej. - Nancy przychodzi tu czasami i siedzi przy niej. - Potrząsnął głową. - Widzisz, Mary nie poszła tam ze złej woli. Czasem potrafiła nie dbać o innych i ich uczucia, ale to tylko dlatego, że ona po prostu zachłannie kochała życie, chciała wszystkiego spróbować, no i chciała też... no, trochę się popisać - dokończył niezręcznie. - Ale to nie była zła dziewczyna. - Nikt nie twierdzi, że Mary jest złą dziewczyną - oświadczyła Jessica, kładąc nacisk na słowo „jest", lecz nie udało jej się wlać otuchy w serce Jeremy'ego. - Boję się o nią. Bardzo się boję - rzekł cicho. - Musisz wierzyć, że wszystko będzie dobrze, bo kiedy człowiek zamartwia się na zapas, tylko niepotrzebnie dokłada sobie ciężaru, dlatego lepiej radzić sobie z tym, co dzieje się w danym momencie, w ten sposób oszczędza się siły na realne działanie. Postarajmy się wierzyć w Mary, dajmy jej szansę na wyzdrowienie. W duchu zadała sobie pytanie, czy to tylko kłamstwa dla dobra Jeremy'ego, czy jednak rzeczywiście istniała dla tej dziewczyny jakaś szansa. Owszem, istniała, tylko... Przyłapała się na tym, że ogląda się za siebie. Od jakiegoś czasu coraz częściej miała wrażenie, że ktoś za nią stoi i szeptem powtarza jej imię. - Jessica? Niemal podskoczyła na krześle, gdy od strony drzwi rzeczywiście ktoś odezwał się cicho, mówiąc do niej po imieniu, lecz w następnym RS 91 ułamku sekundy rozpoznała znajomy głos, więc odwróciła się, przyjemnie zaskoczona. W progu stali Duży Jim oraz Barry Larson. - Co wy tu robicie? - szepnęła, by nie przeszkadzać chorej. - Czasami gramy tu w świetlicy dla dzieciaków - wyjaśnił Duży Jim. - Myślałem, że o tym wiesz. - Chyba kiedyś coś wspominałeś, tylko wyleciało mi z głowy. - Jak się czuje twoja znajoma? - spytał z troską Barry. - Trzyma się. - To dobrze - rzekł Duży Jim. Jeremy wstał, zacisnął usta i podszedł do drzwi. - Nie wolno przeszkadzać Mary - oświadczył, wyraźnie nie ufając nikomu, kogo nie znał.