wzgórzach. Domki w pastelowych kolorach, kwiaty, widok na
migotliwa, zielona ton. - Gdzie jedziemy? - Pomyslałem, ¿e sprawdzimy jeszcze adres Pameli Delacroix. - Po co? - ¯eby pobudzic twoja pamiec - odparł Nick. Teraz był ju¿ spokojniejszy, gniew sprzed kilku minut zniknał. - Jesli chcesz. - Zawsze warto spróbowac. 326 Nick zjechał na przystan nad Zatoka Richardsona i zaparkował na miejscu dla mieszkanców. - Pam mieszkała na barce? - spytała Marla, patrzac na kołyszace sie przy drewnianym pomoscie pływajace domy. - Odkad sie rozwiodła. - Nick wskazał spłowiały od słonca dok przy dwupietrowym domku, a Marla miała wra¿enie, ¿e zaraz zobaczy ducha. Próbowała wyobrazic sobie widziana na zdjeciach kobiete, mieszkajaca tu dzien po dniu, wracajaca do tego domu z zakupami, dzwoniaca do córki, planujaca sprzeda¿ kolejnych nieruchomosci... ale niczego nie potrafiła sobie przypomniec. Rozpaczliwie usiłujac przypomniec sobie cokolwiek, co dotyczyło tej kobiety, Marla wyskoczyła z furgonetki i zatrzasneła za soba drzwiczki. Choc dzien był jasny, a niebo, poza kilkoma chmurami nadciagajacymi z zachodu, czyste, Marla miała ochote skryc sie w cien przed oczami sasiadów, którzy, byc mo¿e, podgladali ich teraz zza ¿aluzji. Wiał zimny, listopadowy wiatr. Marla podeszła do frontowych drzwi z wyrzezbiona na nich czapla, trzymajaca w dziobie tabliczke z powitalnym napisem. Nick zapukał głosno. Czekali chwile, ale nikt nie podchodził do drzwi. ¯aluzje pozostały nieruchome. Przesłaniajac dłonia oczy, Nick próbował zajrzec do wnetrza. - Nie spodziewałes sie chyba, ¿e kogos tu zastaniemy, prawda? -spytała Marla, wpychajac głeboko do kieszeni zziebniete dłonie. - Nie, ale pomyslałem sobie, ¿e jesli tu przyjedziemy, mo¿e cos ci sie przypomni. - ¯ałuje, ale nic z tego. - Marla patrzyła na drewniany dom, na stare okiennice i doniczki z terakoty stojace przy drzwiach. Teraz nie kwitły w nich ju¿ kwiaty, sterczały tylko smetne, zeschłe badyle. Dom był pusty. Marle przebiegł dreszcz, kiedy weszła na pomost, po którym zapewne Pam chodziła tyle razy, podlewajac kwiaty i malujac porecze. 327 Pewnie czesto opalała sie na któryms z ogrodowych krzeseł, ustawionych pod daszkiem na górnym pomoscie. Marla odczuwała głeboki smutek na mysl o tej kobiecie, której nie pamietała. Weszła na schodki. Na górze tak¿e wszystkie okiennice były zamkniete. - Mam wra¿enie, ¿e chodze po jej grobie - powiedziała Marla, krzy¿ujac ramiona. Woda z cichym pluskiem uderzała o słupy pomostu. Marla patrzyła na Angel Island po drugiej stronie zatoki i myslała o