- Aleś ty piękna. Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem.
- Och, Alec! - Objęła go, a potem powtórzyła pieszczoty, podwajając wysiłki. Tym razem Alec poddał się rozkoszy. - Och, Becky - wydyszał - to dopiero był całus na dobranoc! - Opadł na materac. - Po prostu niewiarygodny. Boję się, że będziesz mnie jednak musiała poślubić. - Dlaczego? - No bo, rzecz jasna, nie będę się już mógł bez tego obejść przez całą resztę życia. - Rozsądny powód. Zaśmiał się i objął ją tak mocno, by nie mogła mu się w żaden sposób wymknąć. - Zostań! - zażądał i pocałował ją w czubek nosa. - Nawet sobie nie potrafię wyobrazić, żebym mogła robić te rzeczy z kim innym. - Ani mi się waż! - Przyrzeknę ci to, jeżeli ty zrobisz tak samo. - Hm... przemyślę sobie twoją uwagę. - Ziewnął szeroko. Nie takiej odpowiedzi oczekiwała. Byłaby jednak naiwna, gdyby słowa Aleca ją zaskoczyły. Mężczyzna o jego doświadczeniu nie nabywa swoich umiejętności bez całych lat praktyki. Kochał się pewnie z tyloma kobietami, że było ich więcej niż w całym Buckley on the Heath. Wślizgnęła się na powrót w koszulę. - Dobrej nocy. - Gdzie idziesz? - Alec chwycił ją za biały muślinowy rękaw. - Tam. - Wskazała drugie łóżko. - Wracaj, kochanie. Połóż się przy mnie na chwilę. Po krótkim wahaniu zgodziła się i wtuliła twarz w zagłębienie na jego ramieniu. Milczeli przez jakiś czas. - Jeśli mamy się pobrać, to... - To co? - Czy będziesz mógł dochować wierności komuś takiemu jak ja? - O czym ty mówisz? Komuś tak pięknemu, miłemu, dobremu i... bardzo utalentowanemu? - Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Możesz być wierny czy nie? - No cóż... - Spojrzał na nią z zażenowaniem. - Jeśli to dla ciebie ważne... owszem. Tak przynajmniej przypuszczam. - Jak mogłoby nie być ważne? - Zesztywniała. - Wiele osób się tym nie przejmuje, wierz mi - powiedział z wahaniem. Becky doskonale wiedziała, że był londyńskim hulaką i rozpustnikiem, ale przynajmniej jej wysłuchał i nie składał pustych obietnic. Uznała to za oznakę szacunku i tego, że trochę mu na niej zależy. Odezwała się, ostrożnie dobierając słowa. - Zawsze cieszył mnie widok szczęśliwych par małżeńskich. - Owszem, to zapewne ideał. Na nieszczęście niektórym nie wychodzi za dobrze. - Nie wierzę, żebyś akurat ty do nich należał. Spojrzał na nią, jakby nagle coś zrozumiał. - Czy właśnie z tego powodu nie chciałaś za mnie wyjść? Bo pragniesz małżeństwa z miłości? - Jesteś genialny! - wykrzyknęła rozbawiona. Chwyciła jedną z poduszek i rzuciła w niego. Zaśmiał się głośno, zuchwale. I przewrócił ją na plecy. - Myślisz, że jesteś taka sprytna? - Sprytniejsza od ciebie. - Naprawdę? Przez moment sądziła, że ją pocałuje, tak blisko siebie znalazły się ich usta, lecz on tylko na nią patrzył. Dotknęła jego twarzy i z bólem zdała sobie sprawę, że aż do tej pory Alec w głębi duszy sądził, iż odrzucała jego ofertę małżeńską, bo zbyt nisko go ceniła. Dzisiejszej nocy, po jej gorliwych staraniach i oświadczeniu, że chce wyjść za mąż z miłości, zrozumiał, że był w błędzie. Gładziła go delikatnie po policzku. Pocałował ją, a potem nagle zaczął tak łaskotać, że z krzykiem i śmiechem uciekła na swoje łóżko. - Zostań tam sobie, hultaju! Nie waż się tu zbliżyć! - wołała pomiędzy wybuchami śmiechu.