- Rozmawiałeś wczoraj z moją ciotką, prawda?
- Nie zdradzam cudzego zaufania. Lucien uniósł brew. - Kłamała. Robert wytrzeszczył oczy. - Kto? - Moja ciotka. Niczym Jago z „Otella” knuje, intryguje, wymyśla niestworzone historie. - Jakie historie? - Nie mam pojęcia. Ty musisz mnie oświecić. Wicehrabia się zawahał. - Skąd wiesz, że kłamała, jeśli nawet nie wiesz, co mówiła. - Bo to jest więcej niż prawdopodobne - odparł Lucien sucho. - Odnoszę wrażenie, że chcesz się ze mnie ponaigrawać. - Nic podobnego. Robert westchnął. - Dobrze. Powiedziała mi, że żenisz się z Rose, że przez cały czas to planowałeś i że próbujesz wystrychnąć mnie na dudka. - Hm. Już by mi się udało, gdyby cokolwiek z tego było prawdą. Dostrzegłszy cień nadziei na twarzy przyjaciela, poczuł żal, że Alexandra ma o wiele bardziej podejrzliwą naturę i nie da się jej tak łatwo przebłagać. - Nie żenisz się z Rose? Lucien zmarszczył brwi. - Na litość boską, nie! Po co? - Bo ona jest rozkoszna. - Cóż, przyznaję, że nie jest taka straszna, jak początkowo sądziłem. O dziwo, wyrwanie Roberta z ponurego nastroju sprawiło mu radość. Na Lucyfera, jeszcze chwila, a będzie u Almacka popijał herbatkę i gawędził ze starymi piernikami. - Więc nie masz nic przeciwko temu, żebym poprosił cię o jej rękę? - Możesz ją sobie wziąć całą. - Nie zdołał powstrzymać się od uśmiechu na widok rozradowanej miny przyjaciela. - Nie cieszysz się, że jednak nie przebiłem cię rapierem? - Korciło mnie, żeby spróbować szczęścia. - Ellis energicznie potrząsnął dłonią Luciena, po czym spoważniał. - Po co więc to wymyślne kłamstwo? Wicehrabia niczego jeszcze w życiu nie widział, skoro uważał, że intrygi Fiony są wymyślne. - Przyjdź do White'a na obiad, bo to długa historia. Poza tym będę musiał w związku z nią prosić cię o przysługę. - W takim razie chcę ją usłyszeć. Tym razem Lucien się zawahał. - Ale konieczna jest dyskrecja. Robert aż się zatrzymał. - Chwileczkę. Earl Kilcairn Abbey prosi mnie o dyskrecję? - I cierpliwość. Ellis uśmiechnął się szeroko. - Zapewniam obie rzeczy. Ale, na Boga, będą cię kosztować nie jedną, lecz wiele przysług. Alexandra włożyła wszystkie siły w ostatnie pchnięcie. Okno utknęło w gąszczu winorośli, po czym upadło na rabatę kwiatową. Odpoczęła chwilę, a następnie spinką w kształcie kwiatu odłupała drzazgi, które zostały w ramie. Wcześniej dwa razy musiała przerywać pracę, bo do piwnicy zaglądał Thompkinson. W każdej chwili mógł pojawić się znowu. Jako tako oczyściwszy framugę, zeskoczyła z krzesła i podeszła do kufra. Wyjęła z niego starą halkę, wróciła do okienka, i zatknęła ją wzdłuż ramy. - Szekspir, zostań - powiedziała. Terier siedział na łóżku i obserwował ją z zaciekawieniem. Nie mogła go zabrać, ale