Czwartej
Ulicy na obrzeżach Georgetown. Mimo słońca wiał mroźny, wilgotny wiatr. Kondor podszedł do raczącego się kawą Toma Morrisa. W okrągłych okularkach i z niewielką łysiną na czubku głowy Tom wyglądał zupełnie niegroźnie, a nawet trochę śmiesznie i poczciwie, lecz tak naprawdę był szefem działu operacyjnego CIA, odpowiadał więc za wszystkie tajne akcje, w tym również za działalność paramilitarną. Wszyscy w Firmie bali się go, świadomi jego siły i przenikliwości. – Cześć, Tom. Morris uniósł głowę. – Siadaj. – Wskazał puste krzesło. – Mamy problemy z Johnem Powersem. – To znaczy? – Zaczął działać na własną rękę. Naraża Firmę. Musimy odzyskać nad nim kontrolę. – Trzeba dać mu więcej roboty. – Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. – Ten facet to wyszkolony łowca. – Kondor pokręcił głową. – Nie można zrobić z niego pokojowego pieska. To się nie uda. – Wiesz, że czasy się zmieniły. – Morris spojrzał w przestrzeń. – Nie działamy już w ten sposób. – Nie wykorzystywaliśmy go od dłuższego czasu. Skąd te nagłe obawy? Morris sięgnął po teczkę i wyjął z niej szarą kopertę. – Popatrz. Kondor otworzył ją i wyjął kilka kolorowych zdjęć. Mężczyzna i kobieta. Oboje martwi. Bardzo krwawa robota. – Senator Jacobson z kochanką – wyjaśnił Tom. Kondor przez chwilę przyglądał się fotografiom. – Fachowa robota? – spytał. – Na to wygląda. – Powers? – Prawdopodobnie. – Na czyje zlecenie? – Nie wiem. Być może na własny rachunek. Dopiero teraz Kondor nieco się ożywił. – Jak to na własny rachunek? Co to znaczy? – Ta kobieta była kiedyś kochanką Powersa. – To nie musi nic znaczyć. – Kondor włożył zdjęcia do koperty. – Słusznie, ale jest coś jeszcze. Russell nie żyje. Uderzenia w szyję i splot słoneczny. Śmiertelny cios w tchawicę. Tym razem czysta, profesjonalna robota. – Powers? Cholera! Jaki motyw? – Ta kobieta była również kochanką Russella. – Czyżby sprawa osobista? – Tak mi się wydaje, ale trzeba to wiedzieć na pewno. Zabito senatora oraz szefa jednej z naszych komórek. Jeśli ktoś to zlecił, musimy poznać jego nazwisko. A jeśli to Powers z własnej inicjatywy, to... mamy niezły pasztet. – Co mam robić? – Znajdź go. Dowiedz się wszystkiego. Jeśli będzie trzeba, wyjaśnij Powersowi, co o tym sądzi Firma. – Spojrzał mu prosto w oczy. – Tak, żeby zrozumiał, jasne? Kondor skinął głową. – Gdzie mam go szukać?